Według szacunków Ministerstwa Sportu i Turystyki w ubiegłym roku do Polski przyjechało 17,5 mln zagranicznych turystów. Było ich o 4,5 proc. więcej niż w 2015 r.
Dane są więc generalnie optymistyczne. Jednak w tej beczce miodu znalazła się łyżka dziegciu. Jak informuje Główny Urząd Statystyczny, w zestawieniu podano: „Badaniami objęte były podróże do Polski odbywane przez nierezydentów, tj. osoby, które nie mieszkają na stałe na terenie Polski, oraz podróże krajowe i zagraniczne mieszkańców Polski (rezydentów). W grupie odwiedzających Polskę nierezydentów znajdują się także Polacy, którzy wyjechali do innego kraju i mieszkają tam ponad rok (czyli są rezydentami tych krajów)”. Oznacza to, że liczba turystów, którzy przyjechali do Polski w interesach lub po prostu wypocząć, była w praktyce znacznie mniejsza. Z drugiej strony, z punktu widzenia bilansu płatniczego, skoro ktoś mieszka za granicą, to znaczy, że za pobyt zapłacił pieniędzmi zarobionymi w innym kraju, tak więc usługi przez niego zakupione zostały wyeksportowane. Pamiętajmy jednak, że ci przyjezdni zwykle nie korzystają z części usług (zwłaszcza bazy hotelowej). Z danych GUS wynika, że liczba turystów mających polskie pochodzenie wyniosła 3,2 mln.
Skąd przyjeżdżają?
Jak można się domyślić, gośćmi są przede wszystkim mieszkańcy Unii Europejskiej. Z liczbą ponad 12,7 mln stanowili oni 72,7 proc. wszystkich, którzy przyjechali do nas w celach turystycznych. W tej grupie najliczniej stawili się Niemcy – 6,3 mln wizyt. Na drugim miejscu, daleko za naszymi zachodnimi sąsiadami, znaleźli się Brytyjczycy (796 tys. – 4,5 proc.). Na trzecim miejscu uplasowali się turyści z Litwy (657 tys. – 3,8 proc.), co zważywszy wielkość tego kraju, jest wynikiem imponującym. Już patrząc na pierwszą trójkę, można z dużym prawdopodobieństwem przypuszczać, że wyniki Brytyjczyków są w dużej części (trudno powiedzieć, jak dużej) efektem wizyt w domu Polaków mieszkających na Wyspach. W wypadku Niemców zapewne w jakimś stopniu również, jednak na pewno to zjawisko jest proporcjonalnie mniejsze. Spośród obywateli państw sąsiednich nienależących do grupy Schengen zdecydowanie najczęściej odwiedzali nas turyści z Ukrainy. W ubiegłym roku było ich 1,2 mln, co stanowi drugi (po Niemcach) wynik. Ich udział w ogólnej liczbie zagranicznych turystów wyniósł 7,24 proc. Turystów z Rosji było 801 tys., co stanowi 4,5 proc. całej grupy, a z Białorusi przybyło do nas 715 tys. turystów (4,1 proc.). Dość optymistycznie wyglądają te wyniki w porównaniu z rokiem 2015. W wypadku zdecydowanej większości nacji wynik w 2016 r. był lepszy niż rok wcześniej o 4-8 punktów procentowych. Dla wszystkich przyjazdów dynamika wzrostu wynosiła 104,5 proc. Wyraźny spadek zanotowano w wypadku turystów białoruskich (89 proc. w stosunku do roku 2015). Natomiast największy wzrost zaobserwowano w wypadku gości z Włoch oraz z „ważnych krajów zamorskich”, czyli Japonii, Australii, Kanady i Korei Południowej. W obu wypadkach wyniki w roku 2016 wyniosły 120,7 proc. tych z roku 2015.
Kiedy i kto przyjeżdżał
Jeśli chodzi o...