Czekamy na cofnięcie się fali tsunami gospodarczego, by zobaczyć, co po niej zostało. Tuż u progu oczekiwanego wiosennego szczytu ruchu turystycznego, w którym każdy odrabia straty zimowe lub chude miesiące niskiego sezonu, turystyka została nagle zatrzymana. Skasowano wiosnę, odwołano lato – ministrowie zdrowia i edukacji co rusz zaskakiwali i swoimi wypowiedziami zatapiali kolejne sektory turystyki.
W marcu i kwietniu 2020 r. w społecznościowych grupach branżowych Turystyka Forum, Zawodowi Przewodnicy i innych przeprowadzono dwa badania ankietowe na próbie prawie 2 tys. specjalistów z sektora usług pilotów i przewodników. Inicjatywę wspierał sztab kryzysowy związany z różnymi stowarzyszeniami: PTTK, Turystyczną Organizacją Otwartą, Krakowską Federacją Przewodnicką, Zachodniomazurskim Stowarzyszeniem Przewodników i innymi. Wynik badania pokazał, że mówimy o ponad 25 tys. aktywnych fachowców od obsługi ruchu turystycznego. Okazało się, że w efekcie przepisów tarcz antykryzysowych wielu przedsiębiorców branży turystycznej i szczególnie sezonowi pracownicy nie mogli skorzystać z żadnego wsparcia i pomocy rządowej. Powodem było np. rozliczanie na zasadzie VAT marża czy zawieszanie działalności albo niskie zimowe dochody (zwykle podobne rok do roku w tym samym okresie). Kolejne rządowe ustawy nie obejmowały grup zawodowych utrzymujących się z pracy sezonowej, głównie z dochodami od kwietnia do października. Ponadto prawie ¼ pilotów i przewodników działała przed kryzysem na podstawie doraźnych umów-zleceń, które nie są podpisywane w regularnych okresach ani nawet z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem.
Grupa zawodowa wymazana ze statystyk
W efekcie tzw. uwolnienia zawodu, reformy zwanej deregulacją Gowina, rządy i urzędy marszałkowskie już w 2014 r. straciły z oczu grupę zawodową pilotów i przewodników. Ogólnopolska Federacja Pilotażu i Przewodnictwa skupiająca stowarzyszenia pilotów i przewodników, działająca aktywnie siedem lat temu, określała wtedy liczbę pracowników swojego sektora na ponad 30 tys. Wynikała ona z ówczesnych oficjalnych urzędowych statystyk zarejestrowanych absolwentów egzaminów pilockich i przewodnickich, którzy legitymowali się formalnymi uprawnieniami i co pięć lat odnawiali w urzędach marszałkowskich obowiązkowy do pracy identyfikator. Wyliczano, że ponad 50 tys. zainteresowanych ukończyło kursy, choć nie wszyscy weszli do zawodu. Od 2014 r. zawody pilota i przewodnika zostały „uwolnione”. Przedstawiciele tych zawodów kategorycznie sprzeciwiali się deregulacji. Nawet dziewięciu na 10 specjalistów krytykowało tę reformę, wprowadzoną wbrew głosom branży dominującym w tzw. konsultacjach społecznych organizowanych przez ministra Gowina. Negatywne nastawienie do deregulacji wyraźnie pokazywały ówczesne wewnątrzbranżowe sondaże i apele wzywające do pozostawienia w mocy regulacji prawnych obowiązujących przewodników i pilotów. Urzędy przestały zajmować się pilotami i przewodnikami i tym samym nie mogły formalnie dostrzegać pracowników omawianego sektora. O podejściu kolejnych rządów do turystyki można by też wiele mówić. Tymczasem przez kolejne lata do 2020 r. branża turystyczna się doskonale się rozwijała. Fantastycznie rosła zarówno turystyka krajowa, jak i wyjazdowa zagraniczna czy incoming, czyli ruch przyjazdowy do Polski. Można więc przyjąć, że liczba pilotów i przewodników na pewno się nie zmniejszała. Badania tego sektora stały się już tylko domeną środowisk naukowych i nikt nie próbował nawet podsumowywać, ilu rzeczywiście fachowców od obsługi turystów jest aktywnych w zawodzie.
Profesjonalizacja turystyki i pułapka lockdownu
Co ciekawe, jak wykazały dwa badania zespołu Turystyka Forum, praca w tych dwóch bliskich sobie grupach obsługi ruchu turystycznego podlegała dalszej profesjonalizacji. Z racji rosnącego zainteresowania turystyką więcej specjalistów zaczęło opierać swój byt głównie na niej, a po siedmiu latach od deregulacji ponad 2/3 pracujących w zawodzie przewodników i pilotów wskazało, że legitymuje się uprawnieniami państwowymi jeszcze sprzed 2014 r. Podobna większość wskazała, że swój byt materialny opiera tylko lub niemal całkowicie na pracy w charakterze przewodnika i pilota (ponad 75 proc. specjalistów). Zamknięcie, zamrożenie, lockdown wszystkich krajów i zatrzymanie międzynarodowej i krajowej turystyki stały się pułapką dla tej grupy zawodowej. Żaden z pilotów czy przewodników, tak jak cała turystyka, nie zarobił od marca do końca maja 2020 r. nawet złotówki z pracy, w której się dotychczas specjalizował, rozwijał przez lata i z której utrzymywał rodzinę i płacił zobowiązania. Korzystając ze szczątkowej lub żadnej pomocy rządowych tarcz antykryzysowych, ta grupa zawodowa, zwana też ambasadorami swoich regionów i krajów, świetnie wykwalifikowana do bezpośredniej pracy z klientem w terenie, w ruchu, zarówno w Polsce, jak i na świecie – została zatrzymana i pozbawiona przychodów i pomocy. Specjaliści ci, w ponad 85 proc. legitymujący się wyższym wykształceniem, pracujący słowem i wiedzą w zakresie regionów, miast czy nawet całych krajów, zostali bez niczego. Pierwsi out ostatni in. Z kiepskimi perspektywami na najbliższą i może dalszą przyszłość. Tsunami kryzysupandemii COVID-19 pierwsze druzgocąco uderzyło w ludzi niemal niezauważanych przez formalne statystyki, fachowców, na których pracy opierała się codzienna zorganizowana turystyka w liczbie tysięcy grup. Wielu pracowników innych branż mogło korzystać z pomocy rządowej, jeśli wykazało, że ich dochody się zmniejszały. Dochody pilotów i przewodników, nieraz działających także jako oficjalni organizatorzy (wyjątkowo poszkodowani przez kryzys), były np. w kryzysowym marcu czy kwietniu podobne do tych z okresu pandemii. Naturalnie zimą bliskie zeru lub w ogóle zerowe. Trudno też było porównać wpływy z roku 2020 do tego samego okresu zimowego sezonu bez wycieczek w lutym-marcu 2019 r. Zimą w turystyce aktywne są kierunki egzotyczne czy narciarskie, ale na nich pracuje tylko kilka procent specjalistów.
Co na to minister turystyki
Już w drugiej połowie marca 2020 r., zaraz po rozpoczęciu kryzysu, wiceminister rozwoju Andrzej Gut-Mostowy, odpowiedzialny za turystykę, przeprowadził cieszące się wielkim zainteresowaniem branżowym wideokonsultacje z przedstawicielami różnych sektorów turystyki. Także z przewodnikami i pilotami, którzy tłumnie stawili się zarówno przed kamerami, jak i przed ekranami swoich telefonów i komputerów. Z rozmów z ministrem nie wynikło nic. Mimo wniosków kierowanych do decydentów, by w tarczach uwzględnić specyfikę sezonowości dochodów pracowników zamrożonego sektora bezpośredniej obsługi turystów. Nic – mimo że raporty ze wspomnianych badań trafiły do Departamentu Turystyki w Ministerstwie Rozwoju jeszcze przed wideospotkaniami z Andrzejem Gut- -Mostowym i były publikowane w prasie branżowej. Wyniki analiz wyraźnie pokazywały kilkanaście tysięcy jednoosobowych firm stojących pod ścianą „być albo nie być”. Nic nie wynikło mimo pism i próśb ogólnopolskich i regionalnych organizacji pilotów i przewodników skupionych wokół Krakowskiej Federacji Stowarzyszeń Przewodnickich. Odrzucone zostały przez Sejm nawet poprawki senackie, by tarcze antykryzysowe objęły pracowników sezonowych, którzy nie mieli dochodów zimą ani wiosną. Pieniądze z największej tarczy z Polskiego Fundusz Rozwoju też nie mogły wesprzeć jednoosobowych firm (ponad 90 proc. w przypadku pilotów i przewodników). Ponadto tak ważne dla odmrażania turystyki i prób powrotu do normalności zalecenia przewozu grup w autokarach, kluczowe dla turystyki zorganizowanej, na czas pisania tego artykułu pozostawały nieuregulowane, choć cały kraj zaczął po prawie trzech miesiącach wracać do normalnego ruchu. Rząd dla turystyki miał, i owszem, rozwiązanie prawne – 180 dni, na które organizatorzy turystyki mogli zamrozić pieniądze klientów, co de facto oznaczało kredytowanie branży pieniędzmi oburzonych klientów. Pieniędzy zwykle wpłaconych np. liniom lotniczym czy hotelom w Polsce i za granicą, w wielu przypadkach bez wielkich szans, by je odzyskać. Rząd wdrożył gwarancję dla voucherów od touroperatorów dla klientów (w sumie dla tych niewielu klientów, którzy zdecydowali się na zmianę terminu zamiast rezygnacji z usługi turystycznej). Agentom udzielono pomocy w zakresie umów najmu z galeriami handlowymi. Pojawiła się rządowa propozycja bonu 1000 plus dla turystyki – dla być może wąskiej grupy odbiorców, zarabiających tylko na etatach mniej niż średnia krajowa i którym pracodawcy być może zgodzą się dołożyć 100 zł na osobę. Praktycznie nikt z pilotów i przewodników takim pracownikiem na etacie nie jest, większość to mikroprzedsiębiorstwa albo wykonawcy zleceń na tzw. umowach śmieciowych. Nie pojawiła się żadna nadzieja dla tysięcy pilotów i przewodników. Wielu z nich to nie studenci czy emeryci ani amatorzy. To profesjonaliści utrzymujący rodziny, płacący podatki i ubezpieczenia ZUS. Pozbawieni pomocy z tarcz i perspektyw pracy.
Odbudowa zajmie lata
Problem jest szerszy, bo turystyka to system naczyń połączonych. Agent żyje z tego, co sprzeda z oferty organizatora, hotel żyje z turystów przywiezionych przez przewoźnika, przewoźnik opiera się na grupach, których nie ma. Być może, gdy się w końcu pojawią, to będą mniejsze ze względów bezpieczeństwa wspólnej podróży i będzie ich mniej. Grupy są prowadzone przez pilotów i przewodników. Każdy z tych sektorów turystyki jest niszczony przez kryzys. Firmy upadają, przewoźnicy tracą autokary, wszyscy tną koszty i szukają szans na jakikolwiek dochód. Specjaliści się przekwalifikowują, by znaleźć podstawy utrzymania. Siłą przewodników i pilotów była ich wiedza, której nagle w kryzysie nie da się szybko zamienić na dochody. Siłą były kontakty, które z powodu rozsypującej się skomplikowanej sieci powiązań tak krajowych, jak i międzynarodowych stają się bezużyteczne bez turystów i zapotrzebowania na usługi nieistniejącego ruchu. Siłą tych specjalistów był nie kapitał, marki, firmy, narzędzia internetowe czy biura i komputery, lecz ich renoma i miękkie umiejętności, wypracowywane i rozwijane przez lata. Powrót do normalności po uderzeniu tego kryzysowego tsunami w branżę turystyczną może być bardzo trudny. Odbudowa pełnego ruchu turystyki zorganizowanej może być długa. Każdego dnia odchodzą z zawodu specjaliści. I mogą nie wrócić. Deregulacja z 2014 r. zmieniła rynek usług pilotów i przewodników. Kryzys roku 2020 może ten rynek zrównać z ziemią. Organizatorzy będą mieli wielki kłopot, by znaleźć wykwalifikowanego i dostępnego w każdej chwili dobrego fachowca do obsługi grupy, wycieczki czy różnego rodzaju imprez turystycznych. W szczycie sezonu jeszcze przed kryzysem nie było łatwo znaleźć dobrego i dostępnego profesjonalisty do pracy z klientami. Dobór odpowiedniej kadry będzie jeszcze trudniejszy po katastrofalnej wiośnie i zamrożonym lecie 2020 (być może tzw. lecie turystyki indywidualnej), szczególnie jeśli zamrożenie turystyki zorganizowanej potrwa ponad trzy-cztery miesiące, pół roku lub dłużej. Turystyka będzie odbudowywać się latami, może spaść jakość usług, bo ci, którzy znajdą pewniejszą pracę gdzie indziej, do branży nie wrócą. A kwalifikacje do profesjonalnej, najtrudniejszej pracy z wymagającym klientem przewodnicy i piloci budują latami. Ciężko będzie wrócić do normalności sprzed 2020 r., szczególnie bez pilotów i przewodników, bez autokarów i kierowców itd. W tekście umieszczono wyniki przeprowadzonego przez autora badania sektora usług specjalistów przewodnik pilot wycieczek kierowanego szczególnie do osób prowadzących działalność gospodarczą lub firmę. Teksty w ramce pochodzą od redakcji.