Jeśli przewodnik z nami jest, to znaczy, że reprezentuje pewien poziom, pewną ideę i pewien sposób bycia, który nam przyświeca i z którym mu jest po drodze – deklarują Przewodnicy Bez Granic.
Czym są Przewodnicy Bez Granic
? Agata Sosnowska: To inicjatywa, która powstała w marcu 2020 r. w efekcie pandemii. Jesteśmy społecznością. Jest to oczywiście stowarzyszenie i konkretni przewodnicy, ale wokół nas jest cała rzesza fanów, odbiorców. Tworzymy taką społeczność, w której z jednej strony są przewodnicy, doskonale znający miejsca, w których mieszkają i pracują. Z drugiej strony są podróżnicy, którzy chcą poznawać świat, podróżować. I Przewodnicy Bez Granic to taki most, na którym te dwie grupy się spotykają. Ale jesteśmy też wieloma innymi bytami, ponieważ ten projekt ewoluuje. On nas zaskakuje tymi rzeczami, które odkrywamy po drodze, kiedy tworzymy ten projekt. Jedną z tych wartości jest to, że my, przewodnicy, wewnątrz tego projektu możemy się mocno wspierać i możemy się rozwijać. Każdy z nas jest przewodnikiem w innym miejscu, ale spotykamy się z podobnymi wyzwaniami, a każdy z nas ma różne doświadczenia i różne rozwiązania, żeby tym wyzwaniom sprostać. Dzięki temu, że działamy wspólnie, możemy dzielić się doświadczeniami i pomagamy sobie na wielu płaszczyznach również na płaszczyźnie okołozawodowej, np. przy działaniach w internecie. Chciałabym dodać, czym platforma Przewodnicy Bez Granic nie jest. Na pewno nie jest oficjalnym rejestrem przewodników z całego świata. To jest platforma do wspólnych działań.
Czyli do połączenia sił pchnął was brak pracy?
Marek Malinowski: W momencie, kiedy pandemia dotknęła branżę turystyczną, większość jej pracowników straciła pracę. Oczywiście my, przewodnicy, również straciliśmy źródło utrzymania, ale straciliśmy również możliwość dzielenia się swoją pasją i miłością do miejsc, w których mieszkaliśmy, które promowaliśmy, o których codziennie opowiadaliśmy. I to była największa strata. To, że przestaliśmy zarabiać, to jedno, ale nie mieliśmy komu opowiadać o miejscach, w których mieszkamy, bo wszyscy przewodnicy od wielu lat mieszkają w tych miejscach. Musimy teraz wszystko zrobić w naszym projekcie sami. Nie możemy skorzystać z pomocy specjalistów, grafików, speców od social mediów. Musieliśmy się tego wszystkiego szybko nauczyć i pokazać, że poza tym, że jesteśmy przewodnikami i potrafimy o tym wszystkim w realnym świecie opowiedzieć i zafascynować jakimś kierunkiem, to potrafimy tym zafascynować kogoś, kto siedzi przed komputerem czy telefonem gdzieś w Polsce.
Jak doszło do powstania grupy?
Agata: W momencie tego tąpnięcia pojawiła się niezgoda – nie, to przecież niemożliwe. Z natury jestem aktywistką i mam taką trochę buntowniczą osobowość, więc to wynikało z mojego charakteru. Oczywiście nałożyły się na to również inne rzeczy. W efekcie nie chciałam siąść i płakać. Pomyślałam więc: z kim mogę porozmawiać o tej sytuacji? Kto mnie zrozumie lepiej niż inny przewodnik, który jest w takim samym położeniu? Tutaj, w Barcelonie, mamy o tyle cudowną sytuację, że współpracujemy od wielu, wielu lat i nigdy nie byliśmy dla siebie że trzeba coś zrobić, żebyśmy połączyli siły. Pierwszy telefon, który wykonałam, był do Martinha – powiedziałam mu, że musimy działać razem. Żebyśmy coś wymyślili, może będziemy robić jakieś wirtualne rzeczy. Pierwszy pomysł był taki, żeby łączyć miasta i robić webinary, np. secesja w Paryżu, w Barcelonie. W ostatnim, zanim wybuchła pandemia, Martinho przyjechał do mnie w lutym. Znamy się od wielu lat, ale w realu zobaczyliśmy się dopiero w lutym. I wówczas siedzieliśmy godzinami w domu, w knajpach, rozmawiając o zawodzie przewodnika, wymieniając się doświadczeniami, opowiadając sobie różne historie przewodnickie. I miałam wtedy wrażenie, że spotkały się dwie bratnie dusze i na stopie przyjacielskiej i zawodowej. W wyniku tych wszystkich zdarzeń przenieśliśmy nasze barcelońskie doświadczenia na skalę globalną. Martin Martinho: W gruncie rzeczy powstało to w formie akcji ratunkowej, która się zaczęła w marcu ubiegłego roku. Tymczasem ten nasz projekt został niedawno oceniony przez jednego ze specjalistów z branży medialnej jako projekt o ogromnym potencjale medialnym. Stwierdził on również, że to, co robimy, jest bardzo seksi i to określenie bardzo nam się podoba, ponieważ jest bardzo trafne. Gdyby nam to ktoś powiedział w marcu zeszłego roku, to większość z nas by w to nie uwierzyła. I to jest kolejna duża wartość tego projektu. Jesteśmy bardzo dynamicznym, duchowo młodym zespołem. I rzecz, o której ja, jako osoba stosunkowo młoda, nie myślałem: odświeżyliśmy wizerunek pracy przewodnika. Dotychczas był on często postrzegany w ten sposób, że sobie ktoś z chorągiewką opowiada: po prawej to, po lewej tamto, tu mamy styl romański… My obaliliśmy pewien mit i pokazaliśmy to od innej strony. I poniekąd bronimy wizerunku tego zawodu, jesteśmy w pewnym sensie jego ambasadorami. Agata: Dla nas pandemia to był nie tylko problem ekonomiczny, ale także mentalny. Nie mieliśmy wsparcia od nikogo. Przewodnicy zwykle pracują sami, pomimo że pracują z grupą. Jest to teatr jednego aktora. I nagle zaczęliśmy współpracować. To było przełomowe, że ci przewodnicy rozrzuceni po całym świecie zaczęli nagle współpracować. I dlatego najchętniej używamy takiego hasztagu #razemlepiej, bo rzeczywiście razem jest lepiej. Razem lepiej się rozwijamy, będąc razem, nie cierpimy tak z powodu tej sytuacji. Projekt nie jest tylko na dzisiaj, pokazał nam, że w zależności od zmiennej sytuacji możemy wspólnie zdecydowanie szybciej się przystosować do tych wyzwań, które ten świat niesie, możemy wspólnie szukać rozwiązań.
Jak wygląda działalność Przewodników Bez Granic?
Marek: Gdy zaczęła się pandemia, przewodnicy usłyszeli, że ich usługi mogą przenieść się do świata wirtualnego. Pojawiło się wówczas pytanie: czy to w ogóle jest możliwe? Czy to, co robiliśmy przez całe życie, sprawdzi się, czy ktoś będzie chciał z tego korzystać? Jednak stwierdziliśmy, że wierzymy w to i że uda nam się. Gdyby nie ta zeszłoroczna, marcowa fascynacja tym pomysłem, nie udałoby się. Kiedy mówiono np. o kongresach hybrydowych, to można było ocenić, że to się uda. Kilku uczestników na żywo, reszta przed ekranami. Czas pokazał, że to faktycznie działało. Jednak gdyby wtedy zapytać przewodnika, czy to będzie działać, to pojawiłby się znak zapytania. Jednak te 14 miesięcy pokazało, że nasza pasja i fascynacja tym projektem doprowadziła do tego miejsca, w którym jesteśmy. Agata: Uwielbiamy dzielić się wiedzą i pozytywną energią i mamy poczucie humoru. Udało nam się to pokazać w sieci przez nasze zwariowane klipy, z których już jesteśmy znani, przez podróże bez granic, podczas których przebieramy się, szalejemy, przenosimy się z jednego miejsca na drugie. W ten sposób pokazaliśmy, że jesteśmy kreatywni. Wydaje nam się, że dzięki temu udało nam się podbić serca wielu, wielu ludzi. I nie jest to tylko nasza megalomania, ponieważ mamy takie komentarze, w których ludzie do nas piszą, że dziękują za słońce, które dzięki nam trafiło do ich domów. To jest ta sfera emocjonalna, oprócz tej profesjonalnej. Marek: Nasze działanie przekłada się też na wymiar praktyczny. Do tej pory przewodnik to była osoba, która czekała w jakimś miejscu, podjeżdżał autokar, wysiadało 50 osób, przewodnik w tym momencie uruchamiał stoper, bo był zakontraktowany np. na trzy godziny, opowiedział, co miał do opowiedzenia, i kończył, a grupa jechała dalej. Tymczasem w naszym projekcie jest tak, że w ciągu godzinnego spaceru online, który mamy co niedzielę o 11.00, potrafi pojawić się tysiąc komentarzy, pytań, opinii czy interakcji od obserwujących z całego świata. Potem, choć spacer się kończy i przewodnik znika z platformy, ale ze wszystkimi użytkownikami obserwatorami zostaje w kontakcie, odpowiada na pytania. W efekcie, kiedy ci ludzie zdecydują się za moment prawdopodobnie na zamówienie nas w świecie realnym, to będą już znali danego przewodnika, bo widzieli go już nie raz w życiu, nie raz rozmawiali, znają jego tembr głosu, jego poczucie humoru i wiedzą, jak opowiada. I to jest w tym wszystkim najfajniejsze, że takiej klasycznej usługi przewodnickiej u nas w projekcie już się nie znajdzie, bo – jak mawiamy – to jest wersja 2.0. Ewelina Masłowska: W takiej grupie jest się również łatwiej zmotywować, bo jak już było wspomniane, teraz musimy wszystko robić sami. To może wyglądać łatwo, że jesteśmy tak aktywni, ale za tym stoi wiele pracy. I dlatego łatwiej się wzajemnie motywować. W naszej grupie są przewodnicy, którzy mają ogromną wiedzę i umiejętności, ale dotychczas nie istnieli w internecie. Nie mieli nawet strony internetowej. Tymczasem tak się wyspecjalizowali i nauczyli, że są prawie wszędzie.
Jest to więc w pewnym stopniu platforma wymiany doświadczeń?
Sebastian Mączka: To jest podstawą naszego działania na arenie międzynarodowej: kładziemy duży nacisk, żeby się tą wiedzą dzielić w naszym gronie. Niektórzy faktycznie nie istnieli w internecie, ale ponieważ robimy sobie wewnętrzne szkolenia: Instagram, Facebook, ciągniemy się wzajemnie wzwyż. I to jest bardzo ważne, bo dużo się nauczyliśmy i przebyliśmy przez ostatni rok długą drogę. Jesteśmy teraz w pewnym sensie specjalistami rozwoju wirtualnego. Akurat Maciek podnosi poprzeczkę, jeśli chodzi o marketing i działania wizerunkowe. To wszystko jest ukierunkowane z ideą nie tylko łączenia przewodników na świecie, ale szukania perełek – najlepszych przewodników. Od początku przyświecała nam idea, żeby PBG byli znakiem jakości. Chodzi nam o to, że jeśli przewodnik z nami jest, to znaczy, że reprezentuje pewien poziom, pewną ideę i pewien sposób bycia, który nam przyświeca i z którym mu jest po drodze. Chcemy być najlepszymi i tylko najlepszych przyjmować. Dlatego nie przyjmujemy każdego, bo zanim przyjmiemy, torobimy spotkania, wywiady itd. Wypracowaliśmy sobie sposób weryfikacji.
Ilu członków liczy grupa, co oni robią?
Marek: W tej chwili w naszej grupie jest 55 przewodników z 27 krajów. Przez kilkanaście miesięcy nie mieliśmy okazji zobaczyć się realne. Tymczasem mamy wrażenie, jakbyśmy znali się pół życia. Te kilkanaście miesięcy zbliżyło wszystkich do siebie, bo właściwie nie ma dnia, żebyśmy ze sobą nie musieli czegoś omówić. Martinho: Proszę sobie wyobrazić, w jakiej sytuacji się znaleźliśmy. Żyliśmy w 100 proc. z pracy przewodnika i nagle ulice zostały zamknięte i po prostu zabrano nam nasze miejsca pracy. Trzeba było coś zrobić. I cały czas musimy się dostosowywać. Stale się naradzamy, planujemy. W czwartki kontaktujemy się ze sobą i mamy taki przewodnicki, podróżniczy think tank. Marek: To, co zadecydowało o ogromnym rozwoju naszego projektu, to wprowadzenie wiosną tego roku spacerów z przewodnikiem online, na żywo. Korzystając z narzędzia, które dał nam Facebook, w czasie rzeczywistym nasz przewodnik z telefonem komórkowym chodzi po mieście i prowadzi transmisje dla osób, które siedzą przed komputerami i obserwują wydarzenie. Zazwyczaj trwa to około godziny, nasze spacery odbywają się niedzielę o 11.00. Patrząc na inne wydarzenia na Facebooku polegające na tym, że ktoś opowiada o jakimś mieście, które to wydarzenia są często bezpłatne, można stwierdzić, że przyciągają tak naprawdę znikomą liczbę obserwujących. Tymczasem u nas, pomimo że jest to wydarzenie płatne (kosztuje 8,99 zł, przysłowiowa kawa dla przewodnika), to potrafiliśmy zainteresować sporą grupę. W przypadku Paryża było to 2,9 tys. osób, w Pradze 1,6 tys. osób, Berlin, Barcelona, Saloniki – to blisko 1,3 tys. osób na każdym spacerze. I to jest fenomen tego projektu, że mówiąc do telefonu komórkowego, przewodnicy potrafili na 60 minut przykuć obserwatorów do ekranów i spowodować interakcje, np. zadawanie pytań. I zaskoczyła nas rozpiętość społeczna, bo byli tam wszyscy: młodzi i starzy, były osoby, które podróżują, i takie, które podróżować nie będą mogły, np. na wózkach inwalidzkich. To jest to, co nam daje dodatkową siłę napędową i radość z tego, że w tym kierunku to się rozwija
Skąd biorą się przewodnicy w waszej grupie?Do kogo spoza środowiska przewodnickiego
dotarł wasz projekt?
Agata: Trafić do nas można tylko przez rekomendacje zadowolonych turystów. PBG to jest marka dobrej jakości, którą chcemy utrzymywać. Właśnie w ten sposób rozrastała się nasza grupa, w ten sposób to budowaliśmy – od naszej piątki, która jest grupą inicjatywną, przez telefony do zaprzyjaźnionych przewodników. Takich, których już wcześniej polecaliśmy turystom, bo wiedzieliśmy, że reprezentują dobrą jakość. I stopniowo przez polecenia zaprzyjaźnionych przewodników ten projekt się rozrastał. Bardzo pilnujemy, by wśród nas były osoby, które świadczą usługi na wysokim poziomie i mają wysoką etykę, bo naszym zdaniem jest ona szczególnie ważna w turystyce.
Do kogo spoza środowiska przewodnickiego dotarł wasz projekt?
Ewelina: Zaczęliśmy ten projekt jako grupa przyjaciół, ale jest wielu przewodników na świecie, którzy są po prostu sami we własnym zawodzie i nie mają takich przyjaźni. Są miejsca, gdzie konkurencja jest większa. Tymczasem tutaj mogą się połączyć z osobami, które wszystkie straciły pracę. Jest to więc też forma pomocy mentalnej. Mamy zatem, z jednej strony, platformę wymiany doświadczeń, a z drugiej strony osoby, które organizują wakacje, mają na tacy tylu fajnych przewodników. I jest tu wszystko pokazane, wiedza, jak wyglądamy, jak opowiadamy. I wreszcie trzecia grupa – to nasi odbiorcy, podróżnicy. Na początku myśleliśmy, że dotrzemy po prostu do tych osób, które podróżują, a teraz zostały zamknięte w domu. Tymczasem okazało się, i to jest naprawdę piękne w tym projekcie, że dotarliśmy do osób, które w ogóle nie mają możliwości podróżowania i siedzą w domu. Siedzą, bo np. opiekują się osobami starszymi, chorymi lub po prostu nie mogą chodzić. I takie osoby do nas pisały, co jest naprawdę niesamowite. Agata: Okazało się, że pandemia, która wyzwoliła w nas tę kreatywność, pozwoliła nam dotrzeć do ludzi, którzy nigdy nie mogli podróżować. W tej chwili wiele osób pisze do nas, żebyśmy nawet po wygaśnięciu pandemii kontynuowali naszą działalność w mediach społecznościowych. Chodzi o to, żebyśmy nadal dawali im możliwość kontaktu ze światem.