Hiszpański porządek nad Wisłę

Hiszpańska Barcelona znalazła
skuteczny sposób na rozwiązanie problemu tzw. tanich turystów

z Wielkiej Brytanii, którzy kilka lat temu na miejsce swoich ekscesów upatrzyli sobie słynny deptak La Rambla.
By w nocy deptak La Rambla nie był miejscem pijackich śpiewów czy bitew,
a nad ranem nie wyglądał jak ściek, policja karze niesfornych turystów mandatami w wysokości do 1500 euro.
I nikt się nie przejmuje,
że to cudzoziemiec, który zostawia
w Barcelonie ileś tam pieniędzy,
że to Anglik, że każdy przecież może sobie pośpiewać.

Dodatkowo, kilku przewoźników lotniczych,
którzy specjalizują się w transportowaniu do południowej Europy żądnych taniej rozrywki mężczyzn w tzw. wieku produkcyjnym, w ogóle do stolicy Katalonii się nie wpuszcza.
Z tanich linii, które są wpuszczane
na główne lotnisko miasta został tylko easyJet, reszta (w tym bożyszcze tanich turystów - irlandzki Ryanair)
ląduje w położonej o 100 km dalej
(lub bliżej UK, jak kto woli)
Gironie przy Costa Brava.
Z podobnym problemem
niegrzecznych turystów nie może
sobie poradzić Kraków.