Czasem ludzie dopytywali się, skąd jesteśmy, bo mówili, że już są w trzech internetach, np. w Krakowie, Wrocławiu i Warszawie – wspomina Witold Markow, współzałożyciel portalu NadMorze.pl.
Skąd wziął się pomysł na portal NadMorze.pl?
Z potrzeby chwili. Po prostu kiedy jako grupa studentów szykowaliśmy się do wyjazdu nad morze, zaczęliśmy szukać w internecie potrzebnych nam informacji. Okazało się wtedy, że ich tam po prostu nie było. Stwierdziliśmy więc, że w takim razie my je tam umieścimy. Byliśmy grupą studentów kierunków technicznych: informatyki, robotyki itp., więc już wówczas mieliśmy na co dzień do czynienia z internetem i kwestie techniczne nie stanowiły dla nas problemu.
Jak wyglądało pozyskiwanie klientów?
To była żmudna i czasochłonna robota. Po prostu chodziliśmy od domu do domu w miejscowościach nadmorskich i namawialiśmy do reklamowania się na naszym portalu. Poświęcaliśmy na to każdy wolny dzień i poważne – jak na grupę studentów – środki. W każdy weekend czy jakieś dni wolne w tygodniu, jeśli takie były, trzeba było jechać do kolejnej miejscowości, rozmawiać i tłumaczyć kolejnym właścicielom kwater, o co chodzi.
Co stanowiło największy problem podczas tworzenia projektu?
Tak naprawdę to przekonanie klientów w początkowym okresie, że reklama w internecie ma sens. Zdecydowanie to okazało się najtrudniejsze. 20 lat temu spotykaliśmy się głównie z dwiema postawami wobec działań w internecie. Pierwsza grupa miała już jakieś doświadczenia, lecz z reguły były one negatywne. Uważali, że to rozwiązanie kosztowne i nieskuteczne. Czasem ktoś im zrobił stronę, ale to nie przynosiło efektu i było stosunkowo drogie. Nie widzieli więc sensu, żeby znów próbować, bo za całkowicie wystarczające do reklamy uważane były powszechnie dwa miejsca: telegazeta i dodatek turystyczny w „Gazecie Wyborczej”. Druga grupa zupełnie nie wiedziała, jak działa internet, i albo nie widziała zupełnie potrzeby tam się pojawić, albo...