Największym portem lotniczym w Polsce pozostaje Lotnisko Chopina w Warszawie. Najmniej popularnym Radom – to najkrótsze podsumowanie roku 2017 w polskich portach lotniczych.
Gwałtowny wzrost ruchu lotniczego pasażerskiego siłą rzeczy przełożył się na wyniki portów lotniczych. Wzrosła zarówno liczba pasażerów, jak i operacji lotniczych. Z danych podawanych przez Urząd Lotnictwa Cywilnego wynika, że polskie porty lotnicze obsłużyły dokładnie 39 972 294 pasażerów. Jednak ponieważ dane nie obejmują osób podróżujących tranzytem oraz obsłużonych w operacji General Aviation, w rzeczywistości było ich znacznie więcej. Rok wcześniej pasażerów w naszych portach było ponad 34 mln. Był więc to wzrost wynoszący ponad 17,54 proc. Wzrosła również liczba operacji lotniczych z 309 663 do 341 199, a więc o 10,2 proc. Widać więc, że znacznie wzrósł współczynnik wypełnienia samolotów.
Warszawa – liderem
Jeśli chodzi o największy port lotniczy, to nie ma tu żadnego zaskoczenia: pozostaje nim Lotnisko Chopina w Warszawie. W ubiegłym roku z jego usług skorzystało ponad 2 mln pasażerów. Interesujące jest to, że był to imponujący skok, wynoszący aż 22,94 proc., względem roku 2016, kiedy to z lotniska na warszawskim Okęciu korzystało 12,8 mln pasażerów. Był to największy wzrost w skali kraju zarówno procentowy, jak i w liczbach bezwzględnych. Również liczba operacji w ubiegłym roku znacznie wzrosła z przeszło 138,9 tys. do ponad 157 tys., czyli o ponad 13 proc., a więc nieco lepiej niż średnio w całym kraju. Widać zatem, że warszawskie lotnisko zbiera coraz większą część ruchu. Okęcie zwiększa swoje udziały w polskim rynku przewozów. W 2015 r. 36,8 proc. pasażerów obsłużonych w polskich portach skorzystało z jego usług. Rok później było to 37,6 proc., a w roku ubiegłym już 39,35 proc. Nie jest to specjalnym zaskoczeniem, zważywszy, że stale rośnie liczba połączeń oferowanych z tego lotniska, które dla LOT jest głównym portem, wokół którego budowana jest siatka połączeń.
Kraków, Gdańsk , Katowice
Tak wygląda kolejna trójka polskich portów lotniczych. Kraków obsłużył w zeszłym roku 5,83 mln pasażerów, co dało mu udział w rynku wynoszący 15,48 proc. Trzecim pod względem liczby pasażerów w roku 2017 był gdański port im. Lecha Wałęsy, z którego skorzystało ponad 4,6 mln pasażerów (udział w rynku – 11,5 proc.). Czwartym zaś katowicki port w Pyrzowicach, który może pochwalić się liczbą 3,88 mln pasażerów. Wszystkie trzy wymienione lotniska zanotowały dwucyfrowy wzrost liczby pasażerów. Najlepszy pod tym względem okazał się port katowicki, który obsłużył w ubiegłym roku o 21,1 proc. pasażerów więcej niż rok wcześniej i był to drugi pod tym względem wynik. Porty w Krakowie i Gdańsku zanotowały wzrosty wynoszące odpowiednio 17,2 proc. i 15,4 proc.
Kto najsłabszy
Zdecydowanym outsiderem, jeśli chodzi o ruch pasażerski, jest port w Radomiu. Z jego usług skorzystało zaledwie 9,9 tys. pasażerów. Wprawdzie było to 10,5 proc. więcej niż rok wcześniej, jednak nie zmienia to smutnego krajobrazu tego lotniska. Wyprzedzający go port w podzielonogórskim Babimoście przyjął prawie dwa razy więcej pasażerów (17,1 tys.), notując przy tym imponujący wzrost, wynoszący aż 95,5 proc. Trzecim od końca portem są Szymany. Z usług tego mazurskiego lotniska skorzystało 101,3 tys. osób (wzrost aż 145,4 proc.). Był to zresztą największy wzrost liczby pasażerów spośród wszystkich lotnisk.
Rozwarstwienie
Wyraźnie widać, że następuje koncentracja ruchu w największych portach. Mamy w kraju 15 międzynarodowych lotnisk na prawie 40 mln pasażerów, którzy się przez nie przewinęli. Z tego niemal 87 proc. przypadło na siedem największych, z których każde obsłużyło ponad 1,5 mln osób. Cała czołowa siódemka zanotowała solidne wzrosty zbliżone do wzrostu całego rynku (wyjątkiem jest Modlin, ze wzrostem 2,5 proc.). Kolejne porty mają znacznie słabsze wyniki. Ósmy w Polsce Rzeszów-Jasionka obsłużył 681 tys. pasażerów, a więc około połowy tego, co siódmy Poznań-Ławica (ponad 1,6 mln). To pokazuje przepaść między grupą największych portów.
Dwa lotniska, które obsłużyły najmniejszą liczbę pasażerów, to: Bydgoszcz, gdzie pasażerów było o 1,2 proc. mniej, oraz łódzki port im. Wł. Reymonta, gdzie było o 14 proc. pasażerów mniej niż w 2016 r. Przykład tego ostatniego lotniska pokazuje, że problem z ruchem, a co za tym idzie z rentownością niektórych lotnisk, wynika nie z faktu, że mamy ich za dużo, ale przede wszystkim z ich rozmieszczenia. Łódź, chodź należy do największych miast w kraju, położona jest na tyle blisko Warszawy, że warszawskie porty odbierają jej pasażerów.
Do tego że region łódzki nie jest na tyle ludny i zamożny, by zapewnić odpowiedni ruch na lotnisko. W podobnej sytuacji jest port w Radomiu. Na przeciwnym biegunie są lotniska w podkrakowskich Balicach i katowickich Pyrzowicach. Leżą w odległości niecałych 100 km, do tego łączy je na tyle dobra sieć dróg, że z jednego miejsca na drugie można dotrzeć w niecałą godzinę. Oba radzą sobie bardzo dobrze. Balice są drugim portem pod względem ruchu, Pyrzowice zaś czwartym. Łącznie obsługują niemal 10 mln pasażerów rocznie. Jednak w zasięgu obu tych portów znajduje się liczna aglomeracja śląska oraz turystyczny hit, jakim jest Kraków.
Do tego oba leżą w bezpośrednim sąsiedztwie węzłów komunikacyjnych, przez co są doskonale skomunikowane z wieloma innymi miastami. Jak wynika z danych ULC, pozytywny wpływ na wyniki lotnisk regionalnych mieli przewoźnicy czarterowi, którzy zwiększyli swoje przewozy z mniejszych portów. Widać to na przykładzie linii Enter Air (+192 tys. pasażerów), Small Planet (+181 tys.) i Corendon Airlines (+101 tys.). A to oznacza, że również bieżący rok powinien być w tych portach dobry, ponieważ wciąż utrzymuje się dobra koniunktura w turystyce czarterowej. Do tego zagraniczne wycieczki coraz chętniej kupują mieszkańcy mniej zamożnych regionów. Jednak ten wzrost nie obejmie na pewno wszystkich lotnisk regionalnych, a co za tym idzie rozwarstwienie, jeśli chodzi o ruch, będzie najprawdopodobniej narastać.