Powoli przebija się już do świadomości wielu osób ze środowiska turystycznego, że kończący się rok wcale nie był korzystny dla polskiej turystyki wyjazdowej, a zwłaszcza dla biur podróży, czyli dla jej zorganizowanej części.
Zasadniczą przyczyną było dość nieoczekiwane wystąpienie w drugim i trzecim kwartale tego roku zdecydowanej przewagi podaży nad popytem. Skutkiem był niespotykanie głęboki spadek cen, który został jeszcze dodatkowo zaostrzony determinacją jednego z głównych rynkowych graczy (tak jest zwykle określane biuro TUI Poland), który konsekwentnie egzekwował sprzedaż wycieczek pomimo bardzo niskich poziomów cenowych, a przynajmniej znacznie niższych od pierwotnych założeń biznesowych większości, jeśli nie wszystkich organizatorów. Sytuacja ta była już w różnych ujęciach wielokrotnie opisywana w poprzednich materiałach, niemniej jednak powstaje pytanie, jak mogło dojść do aż tak głębokiej nierównowagi na rynku zagranicznych wycieczek, jaką obserwowaliśmy w zasadniczym okresie sezonu lato 2018. W przekonaniu Instytutu TravelData w bardzo istotnym stopniu zawiodło to, co było podkreślane już wielokrotnie, czyli zbyt słaba jakość informacji o tym, co rzeczywiście dzieje się na bieżąco na polskim rynku zagranicznych wyjazdów turystycznych.
Nie dostrzegli, że osiągnięto granicę popytu
Po bardzo dobrych wynikach przedsprzedaży wycieczek w pierwszej części sezonu, a zwłaszcza do końca stycznia, duzi organizatorzy mieli pełne prawo przypuszczać, że w warunkach kolejnej fali wzrostu dochodów gospodarstw domowych oraz wspięciu się wskaźników optymizmu konsumenckiego kwietniu i czerwcu na niewidziane od 10 lat rekordowe poziomy powstała przestrzeń na dodatkowe dziesięcio- czy może nawet kilkunastoprocentowe zwiększenie programów czarterowych. Niestety całkiem prawdopodobne, że takie rozumowanie opierało się na danych o około 30-proc. wzroście sprzedaży podawanym w raportach bazujących na danych z systemu rezerwacyjnego MerlinX. Tyle że rzeczywisty stan przedsprzedaży był znacznie bardziej progresywny, a jej wzrost wynosił nie 30, ale około 45 proc. Sugeruje to, że szacowana przez ogół organizatorów na kilkanaście procent przestrzeń do ewentualnego dalszego wzrostu była w tych warunkach de facto już skonsumowana. W tej sytuacji dodatkowa podaż wygenerowana przez niepotrzebnie zwiększone programy trafiła w popytową próżnię. Po pewnym okresie wyczekiwania, który zamknął organizatorom pole do jakichś większych dostosowań programowych (zrobiło się już zbyt późno), pozostało jedynie poszukiwanie dodatkowego popytu drogą obniżek cen. Po niedługim czasie przekształciły się one w słabo kontrolowaną spiralę ich spadków ze wszystkimi negatywnymi konsekwencjami dla bieżących wyników finansowych touroperatorów, ich płynności oraz ogólnej stabilności finansowo-biznesowej.
Informacje...